Biogram
Wygląda na to, że od małego coś pchało mnie w objęcia strachu. Stary dom za gówniaka gonił mnie ciemnością przechodnich pokoi - gdy trzeba było nocą gasić światło i biec z mrokiem na ramieniu ku światłu w kolejnym pomieszczeniu. Potem wychowanie w zamiłowaniu do gór zawiodło mnie dzięki mojemu Tacie w Tatry. Czerwony punkcik w ścianie Żółtej Ściany i białe kaski wysoko na Świetlistej Ścianie Łomnicy u szesnastolatka oczytanego już takimi pozycjami jak "Everest - Najtrudniejsza Droga" Boningtona, czy "W lodowym Świecie Troli" Piotrowskiego - mogło przynieść jeden efekt.
Wspinanie zaczęło się na dobre i na nielegalu przed rodzicami oczywiście. Skałki, jaskinie i buldering na trwałe wpisały się w młode życie. Jak by tego było mało pojawiło się lotnictwo a dokładniej - szybowce. Pomimo tego, że moja licencja już wygasła, to uczucie do latania zostanie we mnie zawsze mocne. Myślę, że to jeden z najfajniejszych sportów jakie sobie ludzie wymyślili na przestrzeni ewolucji. Na koniec - koniec? - powiedzmy... Żeglarstwo. Mało tego - dodatkowo szkutnictwo i niewiadomo co jeszcze, bo bycie armatorem jachtu to przygoda sama w sobie.
Nie chcę już opływać Hornu, zrobić Chińskiego Maharadży w Bolecho, nie chcę Everestu i diamentu za przewyższenie na fali tatrzańskiej. Już wystarczy trochę tylko niepokoju. Poza tym fajnie jest fajnie żyć. Uciekałem przed niedźwiedziem w zakazanych rewirach, przeciągnąłem nieznacznie Juniora dość nisko na podejściu do lądowania, solowałem co nie trzeba w skałach a ileż to razy na tatrzańskiej grani kamień wykruszył się pod butem i pognał świstem w odchłań.
Fajnie jest żyć, nawet będąc nerwusem.